piątek, 28 stycznia 2011

Medhorror

Cały czas się waham, czy o tym w ogóle pisać. Jednak od czegóż jest blog, jak nie od dzielenia się sprawami istotnymi w danym momencie? Pytanie, czy takimi rzeczami warto się dzielić, pozostaje u mnie chwilowo bez odpowiedzi. Piszę więc, najwyżej potem się skasuje.

Do tej pory najstraszniejszą rzeczą jaką mi zrobiono w służbie zdrowia było pobranie płynu mózgowo-rdzeniowego. I to strach był raczej psychiczny, ciężko zachować komfort psychiczny wiedząc że w kręgosłup ma się wbitą igłę. No a potem jest jeszcze syndrom popunkcyjny. Rewelacja.
Dzisiaj to pikuś. Dzisiaj mógłbym mieć to badanie zrobione z marszu, bez specjalnych nerwów. Bo na pierwszym miejscu strasznych rzeczy które może zrobić ci lekarz jest pobranie szpiku kostnego.
Nie będę zagłębiać się w szczegóły techniczne. Skupię się na czymś innym. To badanie, w moim przypadku bardzo bolesne, pozwoliło uświadomić sobie, że są we mnie jakieś miejsca, przestrzenie, o istnieniu których nie zdajemy sobie sprawy. Jak na przykład wnętrze kości.
W momencie zasysania szpiku poczułem się jakby w miednicę (stamtąd pobierano szpik) ktoś wsadził mi bólowy echolokator. To może efekt środka znieczulającego połączonego z nerwami i adrenaliną, ale miałem wrażenie, ze ból wyrysował mi w głowie obraz wnętrza kości. Poczułem je, dotkliwie i niezwykle wyraźnie. Miejsce we mnie, do którego inaczej nigdy bym nie trafił, bo się go nie czuje.
Jest jeszcze jedna rzecz. Czyta się w książkach, ogląda na filmach sceny tortur, przesłuchań z zadawaniem bólu. Nagle uświadomiłem sobie jak łatwo można człowieka zredukować do spoconego, skurczonego kawałka żywego mięsa, które nie chce już niczego innego, tylko by ból się skończył. A to było tylko badanie lekarskie.

Przypomniało mi to wszystko o pewnym wydarzeniu, które miało miejsce jeszcze gdy leżałem w szpitalu na oddziale neurologii.
Usłyszałem jak w sąsiedniej sali pielęgniarki, czy też rehabilitantki rozmawiają z pacjentem po wylewie. Próbowały go nakłonić by przekręcił się na prawy bok. Z rozmowy wynikało, że nie udawało mu się to, ale na bok lewy przekręcał się bez problemu. Pielęgniarki postanowiły mu pomóc. Człowiek zaczął krzyczeć. Zapytały go, co się stało, czy coś go boli. A on im odpowiedział: PRZEKRĘCACIE MNIE W STRONĘ KTÓRA NIE ISTNIEJE!.
To jedno zdanie zryło mi mózg na długo. Przestrzenna percepcja świata wydaje się czymś niewzruszonym. A nagle okazuje się, że i tak podstawowe rzeczy jak ona, zależą od naszego zdrowia.

Zastanawiam się czy nie wolałbym być cyfrowy. Tylko kurcze, tam też są wirusy, uszkodzone sektory na dyskach i błędy pakietów na łączach.

czwartek, 27 stycznia 2011

Blog orbita

Lubię poczytać to co wyblogowuje z siebie Orbitowski. Nawet czasami coś skomentuję.
Nie dzisiaj jednak. Dzisiaj blog Orbita zapomniał matematyki.

wtorek, 25 stycznia 2011

Spóźniłem się

Jakoś tak w 2005 roku zacząłem pisać opowiadanie pod roboczym tytułem "Dom". Oczywiście nie dopisałem go do końca, choć ciągle (do wczoraj) łudziłem się myślą, że w końcu to zrobię. Ale spóźniłem się. Pomijając techniczne szczegóły przynależne science-fiction, opowiadanie się zdezaktualizowało. A raczej zbytnio zaktualizowało, by być fantastyką.
Oto stary człowiek, bez rodziny oddaje dom bankowi, by dostawać do śmierci wyższą emeryturę. Oczywiście bankiem zarządza AI zoptymalizowana na maksymalizację zysków. Choć właściwie to już ciężko wytyczyć różnicę pomiędzy AI a bankiem, staje się ona nowym typem bytu egzystującym w świecie trudnych do ogarnięcia człowiekowi zależności wirtualno-finansowych. Jednak nie pozbawiona (mocą pieniądza) wpływu na świat rzeczywisty. Był tam dramatyczny wątek wirtualno-miłosny, trochę starej muzyki i próby rozgryzienia czym może stać się "myślący" dom upakowany systemami ułatwiającymi życie i to życie kontrolującymi.
Dlaczego spóźniłem się? Bo wczoraj zobaczyłem w TV reklamę Funduszu hipotecznego DOM. Wyższa emerytura dla seniora. Dotyczy osób po 65 roku życia. Oddaj nam dom, my będziemy wypłacać emeryturkę. No więc kisiłem opowiadanie, aż mnie rzeczywistość dogoniła.

Potem pomyślałem sobie, że za lat kilka-kilkanaście warto byłoby policzyć średnią życia klientów funduszu... 

sobota, 22 stycznia 2011

Smutne pendrivy są smutne

Zwłaszcza, gdy ich użytkownicy mają komputery z portem USB na boku panelu przedniego, a komputer stoi pod ich biurkiem.
Posted by Picasa

sobota, 1 stycznia 2011

Przeczytane w 2010



Tak myślę, patrząc na ten stosik, że nie ma się czym chwalić. Wśród znajomych z forum, nie ma się czym chwalić. Jednak jeśli odnieść wynik do ogółu społeczeństwa... No ale ogół społeczeństwa ogląda jak gwizdy jeżdżą na lodzie. Więc znowu - cóż to za przyrównywanie się.
Więc, zadowolony nie jestem. Ale też i ten rok był trudny, nie zawsze się chciało, nie zawsze się mogło czytać.

W zasadzie żadna książka mnie nie zawiodła. Żadnej nie odłożyłem z niesmakiem. Wstrząsnęły mną "Chochoły" - polecam każdemu. Piorunujące wrażenie zrobiło "Tracę ciepło" - jakoś unikałem wcześniej Orbitowskiego, teraz MUSZĘ skompletować całość jego twórczości. Trylogia Forda była niezłą jazdą, "Złe małpy", "Obóz koncentracji" i częściowo "Światło" zrobiły mi smak na jakąś powtórkę z Dicka. Simmons, Stross i Reynolds porwali w świat ukochanego SF, a i Kosik z Podrzuckim uczynili to samo z dodatkowym plusem, że i nasi potrafią dobre SF pisać.
Skoro wspomniałem Kosika - zwróćcie uwagę ile książek z jego wydawnictwa w tym roku pochłonąłem. Brawa za odwagę wydania Cetnarowskiego i Skalskiej - nowe spojrzenie na to czym może być fantastyka jest u nas bardzo potrzebne. Brawa też dla nich za uruchomienie polskiej edycji Fantasy&ScienceFiction.
Innym spojrzeniem na fantastykę są tez niesamowite opowiadania Teda Chianga.

Jak to wyglądało wg. wydawnictw:
6 (7 - bo jak liczyć przekrojony tom Reynoldasa?) pozycji z MAGa
5 pozycji z Solarisu
4 ksiązki i dwa książkowe czasopisma z Powergraphu
po 1 pozycji z Runy, Wydawnictwa Literackiego, Rebisu, i Lampy

Na szczycie piramidy córka dołożyła mi książki, które czytałem jej na dobranoc. No w sumie racja, przecież je przeczytałem.
W piramidzie brakuje ksiązki przeczytanej w szpitalu, a wypożyczonej ze szpitalnej biblioteki - Gene Wolfe "Żołnierz z mgły".

Oby 2011 był lepszym rokiem. Czytelniczo i nie tylko.

Pomysł na obfotografowanie dorobku czytelniczego bezczelnie ściągnąłem od Alcyda.

PS Dla pamięci wkleję sobie jeszcze kolejność czytania

Uśpione archiwum 
  • Światło
  • Złe małpy
  • Tracę ciepło
  • Żołnierz z mgły
  • Chochoły
  • Vertical
  • Accelerando
  • Obóz koncentracji
  • Dom burz
  • F&SF nr 2
  • Eremanta
  • Arka odkupienia
  • Historia twojego życia
  • Mars
  • F&SF nr 1
  • Rubieże
  • W labiryncie pamięci
  • Fizjonomika
  • Labirynty
  • Tryumf Endymiona
  • Endymion