środa, 12 maja 2010

Uroki pamięci

Kilka dni temu syn koleżanki z pracy zjawił się w jej biurze udając się na maturę (angielski ustny). Byłem tam i ja i nie mogłem sobie odmówić przyjemności wykopania młodego człowieka przez drzwi na korytarz i na szczęście. Oczywiście mama była pierwsza, ale nie wykopała go przez próg, musiałem więc poprawić. Na dodatek kopniak obcej osoby przynosi więcej szczęścia.
Wytłumaczyłem to zdziwionej koleżance opowiadając jej historię, jak to mój starszy brat został wykopany za drzwi gdy przyszedł wiele lat temu przed swoją maturą do pracy mamy. Wykopała go młoda pani doktor ginekolog, która chyba była tam pierwszy dzień w pracy (dzieje się to w przychodni).
I niby wszystko ok, ale opowiadam mojej mamie później przez telefon, o tym jak to opowiedziałam koleżance całą sytuację wykopania brata za drzwi, a mama na to "Ale przecież ciebie przy tym nie było..."
Zdębiałem. Jak to - nie było? Przecież ja tę scenę widzę w pamięci bardzo dokładnie: wręcz mogę przywołać wyrazy twarzy każdej z osób.
Siedziałem i myślałem, długo. I doszedłem do wniosku - fakt, nie było mnie tam. Ja też znam to z opowieści.
Ale znam też brata, no i mamę i nawet ową panią doktor znam jako-tako. I zastanawiam się jak nieprzewidywalnym urządzeniem (i genialnym i strasznym) jest mózg. Bo on dla mnie wyreżyserował tę scenkę, scenografia znana, osoby i ich reakcje, mimika - znane. No to do dzieła! Opowieść wielokrotnie powtarzana została "nakręcona". Tak wiernie, że wziąłem ją za swoją.

Pytanie - ile jeszcze mam takich "wspomnień"? Przy jakich wydarzeniach tak naprawdę nie byłem? Ile z nich dotyczy osób, których już nie spotkam, i nie będę w stanie ich zweryfikować?
No więc pocałowałem w przedszkolu pewną Magdę za fortepianem, czy nie? Na pewno chciałem. Na pewno wielokrotnie opowiadałem, że to zrobiłem. Mam w pamięci jakieś urywane wspomnienia, świadczące, że tak. Ale czy na pewno?
W liceum, rozstając się z pewną Darią (będąc przez nią rzuconym) rzeczywiście udało mi się powiedzieć wszystko to co chciałem jej powiedzieć w odpowiednim momencie, a nie po fakcie, jak to zwykle u mnie bywa? Czy może litościwa pamieć wyreżyserowała dla mnie taką scenę na pocieszenie?

Takich ( i innych) pytanie mógłbym stawiać sobie mnóstwo. Nie ma na nie odpowiedzi. Trochę to przerażające.

1 komentarz:

a. pisze...

Gdzie przerażające! Bardzo dobre! Tylko teraz, skoro już wiesz, jak to działa, używaj tego mechanizmu świadomie. Na przykład tak długo opowiadaj innym o jakimś czynie, którego zawsze chciałeś dokonać, aż sam uwierzysz, że tak właśnie było.
Ja w ten sposób wmówiłem sobie, że istnieję.