To będzie krótki wpis. Tato ma raka.
Byłem z nim w szpitalu, znanym i szanowanym centrum onkologii w Bydgoszczy.
Rozumiem to, że dla lekarza człowiek to przypadek. Kolega lekarz mi to kiedyś tłumaczył. Rozumiem, że nie można się angażować emocjonalnie, trzeba być profesjonalistą, zimnym i precyzyjnym.
To jednak nie wyklucza czegoś tak podstawowo jak zrozumienie. Zrozumienie, że człowiek boi się o swoje życie, że chce usłyszeć COKOLWIEK na temat swojego zdrowia.
Poświęcenie pacjentowi 30 sekund na korytarzu, ujętych w nawias "Śpieszę się, nie mam czasu" nie powinno mieścić się w granicach dozwolonych etyką lekarską.
Oczekiwaliśmy odpowiedzi na kilka prostych pytań:
- dlaczego po 1,5 miesiąca oczekiwania na operację usunięcia guza tato zostaje odesłany do domu?
- dlaczego teraz ma być radioterapia, skoro 1,5 miesiąca temu powiedziano, że TYLKO zabieg operacyjny cokolwiek pomoże.
A ja chciałem jeszcze zapytać, jakim prawem w mediach lekarze utyskują, że mała wyleczalność raka to wina za późno zgłaszających się pacjentów. W kwietniu guz miał 2 cm, po wykonanej wtedy biopsji zaczął rosnąć. Teraz ma 15. Teraz nie daje się go operować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz