piątek, 2 kwietnia 2010
Złoty poranek
Są takie poranki (czasami i wieczory), własnie złote, choc niekoniecznie kolorem. Kiedy wychodząc z domu uderza mnie niezwykła ostrość widzenia, niezwykła przejrzystość i czystość. Kiedy wszystko wydaje się być (jest!) mocno, naprawdę, właściwie, na swoim miejscu, tak jak być powinno. Kiedy ptak odzywa się w odpowiednim momencie, wiatr powiewa właśnie w chwili, gdy skóra chce go poczuć. Prawie spóźniam sie wtedy do pracy, bo nie mogę nie stanąć i nie zapatrzeć się, chłonąc tę czystość. I jeszcze chwilę dłużej czuć, że możn być jej częścią. Ech... złudzenia złotego poranka.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
no tak... wstawiaj więcej tak zdjęć i dobijaj ludzi mieszkających w miastach ;)
mnie, jak zdarzy się wstać rano (co zdarza się codziennie ;)) to jedyne co wita to widok bloku stojącego po przeciwnej stronie osiedlowej uliczki. Doprawdy budujący widok.
Ech, może kiedyś wybiorę się za miasto, tak by odpocząć i nabrać sił...
Kiedy w miastach też czasem można napotkać podobne poranki. Czasem zasłaniają je domy, to prawda. Ale gdy wyjść na jakieś wzgórze, albo wybrać się nad rzekę, to można je zobaczyć. Inna sprawa, że nie każdy ma taką drogę do pracy jak Draken.
Zgadzam się z Agrafkiem. W miastach też one są. Pochodzę z miasta i nie raz byłem ich świadkiem. Raz w czasie takiego poranka, idąc do szkoły widziałem Pana Boga pod postacią grubego księdza w berecie przechadzającego się ulicą Piękną w Bydgoszczy.
Prześlij komentarz