Jest w kosmicznej, twardej Sf taka siła, która pozwala jej na szalony rozmach. Jeśli tylko starcza autorowi wyobraźni i wiedzy, wycisnąć może z tego gatunku wizje powalające. Bardziej mnie to kręci niż fantasy, gdzie można dosłownie wszystko, bo magia na wszystko pozwala. Zależy jak się ją sobie wymyśli. W SF wyobraźnia autora chodzi trochę w kieracie cenzury. Musi kombinować, naginać się i dostosowywać, gimnastykować, by świat przedstawiony nie stał się "magiczny", by - choć wymyślony - nadal pozostał "realny".
Autorem, który już po raz trzeci zabrał mnie w niesamowity rejs po kosmosie jest Alastair Reynolds. Po "Przestrzeni objawienia", "Migotliwej wstędze" nareszcie wziąłem się za "Arkę odkupienia". Tak, wiem, że jestem opóźniony w czytaniu. Może to jednak dobrze, bo z tego co słyszę, dobrze jest znać poprzednie tomy podczas czytania "Otchłani rozgrzeszenia".
Już w "Arce..." miałem z tym problem. Mi lektury wietrzeją z głowy, a wrodzona niechęć do spoilerowania nie pozwoliła mi napisać w notce na forum MAGa niczego konkretnego o fabule. Braki w pamięci nasunęły mi pomysł, by - zanim kupie "Otchłań..." przeczytać jeszcze raz "Przestrzeń..."
Nie będę się tu długo rozwodzić, bo też nie jest to recenzja, tylko notka w blogu. Niesamowicie podoba mi się wizja Inhibitorów, to Reynoldsowe wytłumaczenie milczenia wszechświata.
Książka budzi szacunek rozmachem, i konsekwencją. Te trwające lata podróże, i przewijająca się w fabule świadomość bohaterów, że lecąc gdzieś, zostawiają za sobą nieodwołalnie znany sobie świat. Lubię, gdy autor jest zdolny swoje pomysły rozpisywać na wiele głosów, gdy pomysł pączkuje w cały świat powieści. Reynolds jest naukowcem i to widać. Świat jest spójny, konsekwentny.
No i poza tym, ja ciągle lubię patrzeć w gwizdy i myśleć, że tam, gdzieś, ktoś musi być. Ktoś w miarę podobny, nie możemy być tak cholernie wyjątkowi, nie zasługujemy na to.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz