czwartek, 10 października 2013

Misterny mechanizm

Dzieciakiem będąc uwielbiałem rozkręcać zegarki, czym raczej nie zachwycałem rodziców. Bo oczywiście ich skręcenie zwykle potem było już niemożliwe. Mnie jednak zachwycały ich precyzyjne mechanizmy: sprężynki, zębate kółeczka itp. A potem, ze względu na wadę wzroku (chyba? bo na cóż innego? tylko, że jestem krótkowidzem, widzę to co jest blisko...) na koniec 8 klasy lekarz napisał, że nie powinienem kształcić się w zawodach elektronik i zegarmistrz.
Tak oto nie zostałem zegarmistrzem.
Powinienem więc zachwycić się książką Krzysztofa Piskorskiego "Krawędź czasu" określanej jako "clockpunk"*.

A nie zachwyciłem się. To znaczy - trochę tak, a trochę nie. Już tłumaczę, starając się nie zdradzić treści.
Fabuła i świat powieści wpływają tutaj na formę książki. Autor przemyślał chyba wszystko** i zbudował całość z zegarmistrzowską precyzją. I choć zachwyca ona, to jednak jest (jak mechan z powieści) nieco bezduszna.
Czytałem "Krawędź czasu" nie po to, by poznać los bohaterów. Bo nie udało się autorowi sprawić, by ożyli oni we mnie na tyle, bym się zaczął nimi przejmować. Czytałem by zobaczyć całość konstrukcji. By potwierdzić przypuszczenia co do fabuły, świata, które budowały się we mnie wraz z lekturą. I pod tym kątem patrząc, przyjemność z czytania była ogromna. Nominacje do nagród literackich  - zasłużone. Niedosyt jednak pozostał. Powieść jest zbyt zimna i mechaniczna.
Czy jest to cecha pisarstwa Krzysztofa Piskorskiego, czy kolejny przejaw wpływu treści na formę? Nie wiem, gdyż było to moje pierwsze z nim spotkanie. Na półce stoi jeszcze dwutomowa "Zadra" (to zdaje się klasyczny steampunk) a na tablecie czeka trylogia Wygnaniec, Najemnik, Prorok nabyta w serwisie bookrage.org (polecam!).
Pomimo tych zastrzeżeń, na pewno przeczytam pozostałe książki, bo autor zdecydowanie zaciekawił, pisać i konstruować świat umie.
Tylko że ja lubię jeszcze jak coś więcej z tego wynika. A "Krawędź czasu" można porównać do pięknej i przemyślnie skonstruowanej łamigłówki, której rozwiązanie pozostawia nas z zachwycającym, ale kompletnie nieprzydatnym*** przedmiotem w rękach.

Żeby nie zakończyć negatywnie. Na portalu fantasta.pl wystawiłem jej ocenę 5, bo zdecydowanie na to zasługuje. Nawet jeśli ja szukam w książce czegoś innego****. 


* - co to za nieznośna maniera nazywania wszystkiego co kojarzyć się może ze steampunkiem, ale nim nie jest, mianem cośtamcośtampunku. Jak chempunk w "Alkaloidzie" Głowackiego.
** - nie można robić czegoś przy świetle nowiu księżyca, co zdarzyło się bohaterowi powieści.
*** - nie wiem czy uda mi się to jasno i krótko wyjaśnić. Spróbuję: o czym jest ta książka? O miłości? O dążeniu do szczęścia? Czy tylko o sobie samej? Po prostu oczekują od ksiażki powiedzenia mi czegoś. O ludziach. O świecie. Pozwalającej czasami samemu przejrzeć się w jej kartach. Tutaj - znalazłem tylko (i aż!) rewelacyjną konstrukcję świata/książki.
 **** - z rozmowy z pewnym znajomym przy okazji czytania "Przedksiężycowych II" Anny Kańtoch dowiedziałem się, że są ludzie którzy czerpią przyjemność z samego tylko poznawania stworzonego przez autora świata. Ja tak nie mam, co nie znaczy że mam z góry przekreślać wszystkie książki bazujące na budowaniu światów. O ile tylko będą tak dobre jak "Krawędź czasu".

Brak komentarzy: