wtorek, 17 sierpnia 2010

Czas zatacza koła o coraz mniejszym promieniu

Pamiętam taką oto sytuację sprzed 4 lat: musiałem wymienić amortyzatory w moim niecodziennym aucie. Udałem się do firmy, nazwijmy ją KDAuto. Do zwykłego, murowanego sklepu z warsztatem firmowym. Tam znaleziono mi odpowiedni typ amortyzatora, podano jego symbol oraz cenę. Wyszedłem oszołomiony nadchodzącym ubytkiem w stanie konta.
Wróciłem do domu i zwierzyłem się z tego bólu znajomemu mechanikowi. Powiedział: a w internecie szukałeś?
No nie szukałem, więc poszukałem. Znalazłem. Te same. Nie TAKIE same, dokładnie TE same. W cenie połowę niższej. Czyli za jeden ze sklepu miałem dwa z netu. Zamówiłem.
To nie koniec tej historii. Amortyzatory nadeszły, a wraz z nimi karty gwarancyjne. Wystawione przez KDAuto, które było ich oficjalnym dystrybutorem.
Czyli: rąbali ile się dało niczego nieświadomych innych dróg zaopatrzenia klientów. A w rzeczywistości można było sprzedawać taniej, a jeszcze pośrednik się pożywił...

No i do czego zmierzam?
To koło czasu tak pędzi, że wystarczyło te kilka lat by sytuacja zaczęła się odwracać.
Oto na strasznym fejsbuku pewne znane, fantastyczne wydawnictwo ma codzienną promocję: książka tegoż wydawnictwa 50% taniej. Nie powiem, sam skorzystałem kilka razy. Ale coraz częściej są tam książki, które już dawno leżą w tanich księgarniach, z obniżkami 70-80%.
Gdy dodać do tego jeszcze koszty wysyłki (nie tylko w tym przypadku, u wszystkich wysyłkowców), może się okazać, że to internetowi teraz nas rąbią, czując się mocni wypracowaną naszymi portfelami pozycją.

Nadejdzie taki dzień, w którym będziemy szukać "żywego" sklepu, ze sprzedawcą, z którym można porozmawiać o książce (amortyzatorach, etc.), gdzie towar będzie można dotknąć powąchać potrzymać w ręce.

2 komentarze:

Ziuta pisze...

A niektórzy mówią tylko: ebooki. Ebooki odpowiedzią na wszystko. Na VAT zbyt wysoki, na mizerną ofertę wydawniczą. Czyżby to był ślepy zaułek i tańsza – a zarazem cenniejsza – okaże się prawdziwa książka z prawdziwej księgarni?

a. pisze...

Ebooki za szybko nie wyrosną na super hiper okazję, bo VAT na nie ciągle wysoki, wyższy niż na zwyczajne książki. Do tego czytać ich nie ma na czym, bo kto przy zdrowych zmysłach kupowałby czytnik w okolicach 1000 zeta? Wiem, Orliński i jego uczniowie kupią iPada i będą o nim śpiewać pieśni, ale nawet oni nie kupią tego przecież tylko po to, żeby wyłącznie książki na nim czytać. A jeszcze spora część ebooków (tych wydawanych w Polsce) na iPadzie nie pójdzie.
Ja akurat zostanę fanem i apolegotą ebooków z jednej przyczyny - nie mam miejsca na półkach. Nie mam i już. I pod półkami i obok nich i nad nimi też nie.
A w temacie? Może mieć rację draken ale mieć jej, na szczęście, nie musi. Nieszczęsna, przejmująca nas trwogą fuzja empiku z merlinem może być groźna dla wydawców i na krótką metę korzystna dla czytelników. Niemniej są i inne księgarnie internetowe i na miejsce tych szyjących klienta będą - mam nadzieję - powstawać uczciwe.
No, chyba, żeby się wszystkie zmówiły:(.