niedziela, 12 stycznia 2014

Komiks ze słów, bez słów, o słowach

Może to kwestia wieku. Chciałem poczuć znowu pasję z lat młodszych, jednocześnie chcąc czegoś innego. Chciałem więc przeczytać komiks, ale inny niż do tej pory.
To co zawsze ceniłem w komiksie to dobra fabuła i konkretny rysunek. Gdzie dobrą fabułą była trzymająca się kupy narracja, a konkretnym rysunkiem - rysunek realistyczny bądź humorystyczny, ale żadne tam andergrandy i polskie maczłorki. No i forma pełnoprawnego albumu, bądź zeszytu.
Nabyłem więc trzy komiksy nie spełniające tych warunków. Jak na tym wyszedłem?


Komiks ze słów


We wstępniaku 1... 2... 3... Adama Hollanka do numeru Komiksu-Fantastyki, w którym opublikowano Rorka, pisał on że komiks to dzianie się, to walenie wałkiem po głowie. Nie wyobrażał sobie komiksu psychologicznego (a chyba za taki uważał Rorka). "Teczka" Toma Taylora i Colina Wilsona, to chyba też komiks, którego Adam Hollanek nie wyobrażałby sobie. Ja też sobie nie wyobrażałem. Wziąłem w ciemno, głównie dzięki niskiej cenie. I zaciekawieniu - komiks według sztuki teatralnej? Czy to możliwe?
Okazało się, że tak.
Przeczytanie tych 10 (!) stron zajęło mi kilka minut, ale było to bardzo emocjonujące kilka minut.
Dwoje nieznajomych zaczyna rozmowę na stacji kolejowej. Przyczynkiem do jej rozpoczęcia jest opóźnienie pociągu. A potem pojawia się tytułowa teczka. Zauważona przez bohaterów na stronie drugiej, osobiście zjawia się na trzeciej by zająć na dobre miejsce w środkowym kadrze kolejnych stron. Ktoś ją zostawił: przypadkowo, czy nie? Co może zawierać? Rysownik zastosował świetny chwyt potęgujący napiecie, teczka jest w centrum uwagi bohaterów i w centrum strony. Oprócz strony pierwszej i ostatniej, każda podzielona jest na 9 kadrów, teczka zajmuje ten środkowy. Nie ma tu graficznego szaleństwa. Czarno-biały rysunek jest bardzo tradycyjny, ale w takiej opowieści, gdzie ważne są słowa, to zdecydowana zaleta. Tu grają bohaterowie, ich słowa, a z materii komiksowej - kompozycja.
W zeszycie wydawca dołożył jeszcze szkice postaci oraz kilka słów od scenarzysty, rysownika i wydawcy.
Jest to udany (ciekawe czy także dla wydawcy) powrót do zeszytowej formy komiksu.


Komiks bez słów


"It's not about that" Piotra Nowackiego i Bartosza Sztybora był tym z zakupionej trójki, w którym pokładałem największe nadzieje. I okazał się tym, który najbardziej mnie zawiódł.
Autorzy chcieli coś opowiedzieć. Chyba dorosłym, bo pomimo zastosowanej kreski, w której dopatruję się wpływów Cartoon Network (Laboratorium Dextera, Atomówki), nie jest to komiks dla dzieci. Mamy tu złych ludzi, złego robota, morderstwo. I intrygę pozbawioną logiki.
Przyznam się, szukałem pomocy w sieci. Obejrzałem ten komiks kilka razy, cały czas z przeświadczeniem, ze po prostu musi mi coś umykać, że to niemożliwe aby był tak nielogiczny. Przecież nikt by go wtedy nie wydał. Niestety recenzje, na które trafiałem potwierdzały, że nie jestem w tym odosobniony.
W skrócie: robot szykuje się na emeryturę. Rodzina, u której pracuje nie traktuje go dobrze. Siebie nawzajem też nie. Robot ma kolegę robota zza żywopłotu, który na emeryturkę idzie kilka dni wcześniej. Zastępuje go nowszy model, z którym nie da się pogadać. Naszemu robotowi przydarza się wypadek, traci dłoń. Do domu zostaje sprowadzony nowy model. Stary zauważa, iż jego kolega zza żywopłotu wylądował w częściach na śmietniku. Nowy model świetnie wyręcza głowę rodziny w uczeniu pływania jego syna. Co robi nasz robot? Stwierdziwszy, że nowy podczas ładowania nie reaguje odcina go od prądu. Dzieje się to w czasie gdy rodziców nie ma w domu, a ich syn siedzi na krawędzi basenu. Gdy wracają do domu, dziecko unosi się na wodzie martwe (z założonymi "motylkami" do nauki pływania!). Rozbijają więc nowego robota na kawałki. Koniec.
Gdyby jeszcze chociaż rysunki stanowiły jakąś wartość dodaną (świat pełen jest pięknych graficznie komiksów z bezsensowną fabułą). A po jego przejrzeniu, ma się wrażenie, że na co drugim kadrze jest narysowana składająca się z kwadratów i prostokątów twarz robota.
Kompletnie nie zrozumiałem zamysłu autorów. I zupełnie nie rozumiem wydawcy.


Komiks o słowach


Trzecim komiksem jest "Zasady wywierania wpływu na ludzi. Teoria i praktyka. Komiks" według Roberta B. Cialdiniego. Tutaj dostałem to czego się spodziewałem. Wiedząc iż jest to komiksowy skrót książki o tematyce psychologicznej, nie spodziewałem się graficznych fajerwerków ani porywającej fabuły. Spodziewałem się przegadania i szczątkowej fabuły. I to dostałem.
Sześć zasad wywierania wpływu zostało tu przedstawione jako bronie tajemniczego złego imperium, chcącego przejąć władzę nad ludźmi. Momenty przegadania (bo teorię trzeba wyłożyć) sąsiadują z nagłą akcją (bo coś dziać się musi). Rysunki Nathana Luetha są... bezstylowe. Uczta dla oczu to to nie jest. Sam wykład też bardzo skrótowy.  Trudno to oceniac jako komiks, trudno jako książkę "naukową".
"Dziwadło". Tak, to było to słowo, które nasunęło mi się na myśl po lekturze. A same 6 zasad warto znać, by wiedzieć przed czym się bronić.

Wynik tego starcia to 1,5:1,5. "Teczka" zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie, "Zasady..." nie rozczarowały, gdyż niewiele się po nich spodziewałem, a "It's not..." okazał się kompletną klapą.
Ale ponieważ końcówki 0,5 zaokrąglam zwykle w górę i na swoją korzyść, zrobiłem z tego 2:1 i w związku z tym w ostatnim czasie wszedłem w posiadanie kilku kolejnych komiksów. O których nie zawaham się napisać.

Komiksy możecie (tak jak ja) nabyć w księgarni madbooks.pl. Linki poniżej.
Zasady wywierania wpływu na ludzi
It's not about that
Teczka

Brak komentarzy: